Od 2,5 roku męczy mnie sprawa, którą powinnam zdecydowanie zostawić za sobą.
Były chwile, że już prawie odpuściłam, ale potem znów temat wracał. Zdaję sobie sprawę z tego, że to mocno niezdrowe, ale i tak obsesyjnie się nakręcam. Może dlatego, że myślenie o tym pomaga mi przetrwać trudne chwile... Nie, to nie daje nadziei, po prostu odciąga umysł od aktualnej rozpaczy.
Wiem, że nikomu nie mogę pisnąć. Jestem świadoma, że to kompletnie beznadziejna sprawa. Ale i tak myślę i kiedy raz na kilka miesięcy dzieje się coś, co daje złudny cień nadziei, ożywiam się, jak kretynka...