E-mail:   Hasło:     Jeżeli nie pamiętasz hasła wpisz sam adres e-mail.
System przyśle Ci list z przypomnieniem hasła.Pokaż wszystkie | Odpowiedz | Zarejestruj się | FAQ  
 
azz

Warto było
azz

Przyszłam na to forum dawno temu. Już nawet dokładnie nie pamiętam. Na początku jako Moskwa, bo... kiedy przy rejestracji trzeba było podać nicka, akurat w radio leciały wiadomości i mówili coś o Moskwie.

Pamiętam, że długo czytałam forum, zanim odważyłam się coś napisać. Mój bodajże pierwszy post był wklejonym tekstem Until it sleeps zespołu Metallica. Ten tekst wbijał mi się wtedy ostrzami liter w trzewia, ale nie mogłam przestać słuchać tej piosenki. Założyłam wątek, wkleiłam tekst i... dostałam zjebę. Że to nic nie mówi, a słowa są po angielsku. Zabolało. Ale ja całe życie byłam nie-taka, czułam się niechciana, niezrozumiana i ja też nie rozumiałam ludzi. To ostatnie wiele się nie zmieniło, choć do każdej sytuacji jestem w stanie przypisać przynajmniej 10 uzasadnień dlaczego ktoś postąpił tak, a nie inaczej.

Ale chyba nie miałam dokąd pójść. Przez lata czułam się samotna. Czułam się nikim. Czekałam tylko na katastrofy w swoim życiu, bo przecież było jasne, że niczego nie umiem, niczego nie potrafię i sama sobie nie poradzę. A że byłam sama, to wiadomo - musiało się to źle skończyć.

No to czekałam na tę wielką katastrofę. Ból, lęk i zagubienie łagodziłam lekami, substancjami różnego rodzaju, czasem alkoholem. Czasem wszystkim jednocześnie. Kiedyś ostro przedobrzyłam i w zasadzie miało mnie już nie być, ale znalazł się ktoś kto miał złe przeczucie i czuł misję. Nie stąd. No więc byłam nadal.

I nadal nie wiedziałam kim jestem, co ze sobą zrobić, nadal czułam się samotna i zagubiona. Kiedyś miałam trochę pretensji do losu, że nie znalazł się obok mnie wtedy nikt, kto mógłby mi realnie pomóc. Może nie widziałam. Dziś to nieważne. Wyrosłam z pretensji.

Moje życie zaczęło się późno. Gdzieś około 30stki. Trochę wcześniej zaczynało kiełkować, ale nie było żadnego wyraźnej chwili olśnienia. Ważnym dla mnie było poczuć kiedyś, że mogę. Coś. Że naprawdę mogę coś zrobić, coś zmienić, że mam wpływ. To jedna z cenniejszych myśli. Nie pamiętam co konkretnie ją wywołało, ale to nie jest istotne. To był początek.

Zajęło mi to lata. Lata pracy, oswajania lęków, przełamywania kolejnych mikrobarier, budowania siebie i stawania się coraz pewniejszą. Dużo, bardzo dużo dał mi K. Dużo cierpliwości, wiary we mnie, miłości. Jednocześnie nie uzależniając od siebie. Pomógł mi się stać mną dziś.

Przypałętałam się na to forum znów jakiś czas temu i ten wątek chodził mi po głowie, ale miałam wątpliwości czy go pisać, co właściwie napisać i jak zostanie odebrany. Ostatecznie stwierdziłam, że mam to gdzieś, ale jeśli ktoś będzie chciał wziąć z niego coś wartościowego, to może sobie weźmie.

Bo dziś mogę powiedzieć, że było warto. Było warto się męczyć, borykać z depresją, z lękami, bezsennymi nocami, żeby ostatecznie wyjść z tego na dobre silniejszą. Żal mi czasem straconych lat, że mogłam tyle fajnych rzeczy zrobić, być teraz w innym, w domyśle - lepszym, miejscu w życiu, ale tak naprawdę nie wiadomo czy byłoby lepsze. Warto było przełamywać swoje mikrobariery, próbować, ponosić porażki, znów próbować, pracować, obserwować, uczyć się, zaciskać zęby, wstawać z gleby, więcej pracować, odrzucać co mi szkodzi, zostawiać to, co buduje.

Zajęło mi to całe wieki. Niedługo skończę 41 lat. W zeszłym roku wyszłam za mąż, obleciałam świat dookoła, odwiedziłam pewien kraj na środku Pacyfiku, o którym marzyłam od dzieciństwa, zaczęłam po 20 latach od zdania prawka jeździć samochodem. Żadna z tych rzeczy nie wydawała mi się kiedykolwiek możliwa. A jednak.

Jestem tu i choć nie ma kolorowych wodotrysków i życie wcale nie układa się pod stopami jak mięciusi dywan z australijskich merynosów - jestem szczęśliwa. Bywam smutna, zła, sfrustrowana, zmęczona, ale dziś wiem, że to normalne. Mam ileś problemów, jak każdy. To też normalne. Ale mam marzenia, mam cele, mam garstkę dobrych ludzi wokół i tego jednego Ludzia, za którym skoczyłabym w ogień, choć czasem mnie wkurza i mam ochotę wysłać jego albo siebie do Abu Dabi.

Nie zawsze wiedziałam, czego chcę. Nie zawsze wiedziałam dokąd idę. Nie zawsze wiedziałam po co. Ale jakoś szłam. Potykając się, błądząc, nadrabiając drogi, bojąc się, wierząc w coś, rozczarowując się. Upadałam, wstawałam, popełniałam błędy, dużo błędów, padałam ze zmęczenia... Ale szłam przez życie, choć często wydawało mi się to kompletnie bez sensu.

I może to ostatecznie jest bez sensu. Ale...

Było warto.

(azz)

Dodano dziś o 18:07
Wiadomość przeczytana 94 razy

« | Strona główna | »

   Warto było / azz
      Re: Warto było / Morfeusz
      Re: Warto było / Głuszek.


dodaj odpowiedź

Autor: 
Temat: 
Treść: 
Twój nastrój: