Korzystając z tego, że jeszcze jest forum, a niedługo może go nie być, napiszę, że jedną z przeszkód ewentualnej terapii dla mnie jest fakt, że terapeuci mają jakieś życie, którego ja nie mam. I nie są w stanie zrozumieć, czemu go nie mam, nie miałam i prawdopodobnie mieć nie będę. Dobrze pamiętam "to pojedź sobie gdzieś na wakacje", "to może poszukaj sobie jakiejś pracy na wakacje" itp. Kiedyś.
A teraz, jak już jestem stara, to w ogóle.
Jak się szybko i bezboleśnie zabić nie dysponując żadnymi lekami?