Dziś te negatywne przyjaźnie faktycznie mogą nie trwać, jeśli to są np. dzieci młodsze, które jeszcze nie poruszają się wszędzie samotnie ;) Jak nie zawiozę Panicza do kolegi, z którym siedzi na tablecie, to się nie spotkają ;) Nawet jak podrośnie, to do kolegi nie dojedzie, bo kolega mieszka w willi na zadupiu, gdzie autobusem nie dojedzie. Ktoś go musi dostarczyć albo musi sobie to jakoś sprytnie zorganizować ;) Więc to inna bajka, niż kiedyś.
Wcale nie twierdzę, że rodzic ma wielki wpływ, ale też nie mam przekonania, że należy wszystko zostawić, wychodząc z założenia, że mam nikły wpływ. Przebiega gdzieś pewnie jakaś granica, która jest płynna i zmienna. Piszę to na podstawie swoich obserwacji. Sama też prawdę mówiąc, nieco ucierpiałam od relacji z toksyczną koleżanką, więc w zasadzie, gdyby ktoś ją ograniczył, być może oszczędziłoby mi to stresu.