No i nic się dziś nie rozwiązało w ważnych sprawach. Już nie wiem, co o tym mysleć, serio. Mogłoby już jebnąć, to byśmy mogli działać w jakimś kierunku, a tak to utknęliśmy.
Od 3,5 tygodnia nie przespałam całej nocy. Tzn. coś tam śpię, ale ciagle się wybudzam. A czasem mnie po prostu odcina na martwiaka. Jestem strasznie zmęczona. Nie wiem, czy to poważny stan, bo pewnie inni mają gorzej. Ale mam rosnące problemy z podstawowymi czynnościami. W najgorszych okresach życia nie zdarzyło mi się nic takiego. Mój rekord to tydzień zaburzeń snu po naprawdę trudnym dla mnie wydarzeniu.
Tymczasem za tydzień powinna się skończyć moja terapia. Ale psych powiedział, że jeśli się zgadzam, to on ją przedłuża. O, to tak można?
Tymczasem, teraz mam ponad miesiąc przerwy w terapii ze względu na planowane urlopy. Akurat się nie pokrywają, były zaplanowane już dawno, wiadomo. W czasie nieobecności psycha mam się kontaktować w razie problemów z psychiatrą w trybie pilnym, powołując się na mego psycha. Wówczas mam być przyjęta jakoś poza kolejnością. Ciekawe.
Hmn. Google i różne AI mówio, że sytuacja jest poważna, a ta przerwa w terapii strasznie chujowo wypada, grożą mi straszne konsekwencje jak coś się jebnie ;D
A jeśli ta terapia się nie odpali na nowo potem po tym miesiącu, to już wogle ponoć kaplica. Same wspaniałe perspektywy ;D
Tak se popisałam żałośnie. Bo do tego wszystkiego wszak nie mam przyjaciół, którzy ponoc w takich chwilach zapewniają wsparcie... :/ Nie wiem, nie miałam okazji się przekonać. :/