ale to nie tak, że samo siedzenie na forum uważam za obciach a siebie za ogarniętego i lepszego.
wciąż czuję się życiowo raczej pogubiony i bez trudu znalazłbym liczne powody do jęczenia,
tyle że już nie odnajduję się w formule polegającej na współdzieleniu poczucia nieszczęścia.
kiedyś forum było dla mnie jakimś substytutem głębszych więzi międzyludzkich.
jednak to już od bardzo dawna nie działa.
nie udało mi się znaleźć nic lepszego.
więc tak tu tkwię w krindżowym zawieszeniu.