Zajechałam się. Miesiąc remontu, szycie, teraz wpadłam w jakiś szał sprzątania. Już prawie wyszorowałam całą podłogę w domu, ogarnęłam dolne szafki w kuchni i szafy dzieciaków i jeszcze wielką szafkę w łazience. W tym wszystkim wciąż terapia młodej, ogarnianie szkoły (choć ostatnio mniej, niestety doba nie jest z gumy). Wczoraj miałam z młodą objazdowkę po lekarzach. Jednej wizyty maskrycznie się bałam, zawsze dostaje mi się na niej po głowie, pani doktor taki ma styl bycia i muszę do niej chodzić, bo tylko ona może nam przedłużyć skierowanie na fizjoterapię. Do tego po prostu pediatra po skierowanie na komplet badań. Dziecior mi urósł, trochę za bardzo i się zaczęłam martwić. Całe życie walczę ze swoim ciałem, teraz na szczęście trochę mniej, przez lata przeszłam przez anoreksje, bulimię, objadanie się. I w uj bylam i wciąż jestem przeczulona na punkcie wytykania innym wagi, a dzieciom to już w ogóle, no i możliwe, że przegięłam w drugą stronę. Więc do wszystkich innych problemów młodej dodamy też nadwagę. Taka ujowa ze mnie matka.
I na koniec chyba muszę kupić pamiętnik, bo gdzie jak to będę z siebie wywalać, jak forum zniknie?