Tak wlasnie jest, chcialbym zadowalac innych jednoczesnie beda w pelni soba i wiem ze tak sie nie da. Wiem ze mam zyc ze soba a dopoki tak nie bedzie to nie wracac do nawykow bycia dla innych, jesli zajmuje sie calym domem (bo sam zaczalem to robic) to musze powiedziec ze to za duzo dla mnie i przestaje to robic, nie patrzec ze zona w domu bedzie musiala zostac z dziecmi i po prostu powiedziec ze ide sie przejsc i wyjsc bez czekania na pelna akceptacje z "popchnieciem" na zasadzie "idz, potrzebujesz tego a ja sie zajme domem". Nie potrafie tego powiedziec bez tonu gbura, jest to sztuczne i jak juz zaczynam taka rozmowe to wychodzi ze sie czepiam i wogole co za problem mam jak jest dobrze.
Rodzice byli ale obok, nie bylo wiele czulosci a jedynie "techniczne" podejscie do innych, patrzenie na to co moge z tego miec albo czy bede mogl sie z kims napic. Teraz szukam polaczenia emocjonalnego i zle sie czuje jak na kogos patrze "co moze mi dac ta znajomosc" ale i tak to robie wypierajac jednoczesnie ten cien.