uwielbiam ten STAN, w którym nic nie muszę.. Przez to, że 1 list. był piątek, myślałam wczoraj, że dzisiaj poniedziałek, gdzie mam na 6, jak miłe było moje zaskoczenie, gdzie dowiedziałam się, że dziś niedziela.. - jeden dzień podarowany jak prezent pod choinkę..

wczoraj kwestowałam na cmentarzu, zawsze wydawało mi się, że kwestujący chodzą, a my staliśmy - nie powiem przemarzłam, źle byłam ubrana, cmentarz na uboczu, wygwizdów.. , potem ciepła kawa w kawiarnii, ale i tak byłam jak zamrożona...

dopiero w domu po tym jak wzięłam prysznic -odtajałam..


teraz miałam 3 dni wolnego, cud nad wisłą.. leżę w łóżku, nie mam siły na nic.. potem muszę wyjść o sklepu..


ten rok z tymi sąsiadami tak mi dał w kość, poswiałam, poszrzałam, nie wiem czy wrócę kiedykolwiek do formy... przed tym.. przed wypadkiem z okiem i po tym traumatycznym zamieszkiwaniu z prostą kobietą..



doceniam ten stan, ciszę, spokój..mój pies odpoczywa.. kot- po którym nie było widać, że przeszkadza mu ten hałas.. ale pies totalny relaks i serce się raduję jak na to patrzy..



jestem zmęczona ludźmi, totalnie przebodźcowana, i cieszę się na urlop, muszę go jedynie zaplanować.. i też nie mam siły na to by szukać miejsca, do którego mogłabym pojechać..