Co za dzień... Tzn. jeszcze się nie skończył, więc nie wiem, co jeszcze dzis przede mną.
Jacie... niestety, poniosła mnie dziś impulsywność. Ale ważyły się losy kwestii pracy. Nie wiem, co będzie, mam przeciążenie systemów hardkorowo. Nie mam gdzie odpocząć, wygadac się. Mój chłop już obdzwonił 50 przyjaciół i przegadał z nimi dzisiejszy hardkor. Ja siedzę sobie sama, z Młodym, który jest wściekły dzisiaj, bo w szkole coś nie poszło. I ogólnie jest wściekły. Młdy własnie krzyczy w niebogłosy, a ja się poddałam, bo czego nie powiem, to jest wściekły.
Moja terapia wisi na włosku, tzn. czuję ogromne rozczarowanie i zawód. Jeśli terapeuta nie wybrnie z tego kwasu, to nie pozostanie mi jak zrezygnować, bo to znaczy, że albo mnie olał, albo jest po prostu nieprofesjonalny, co przy moim nieprostym profilu jest niebezpieczne. W związku z tym, zaraz sie rozsypię...