więzień mieszkania, od jakiegoś czasu co jakiś czas wlatuje do mieszkania pszczoła, pewnie różne, ale ja jako że jestem uczulona na jad to czuję lęk za każdym razem jak ona gdzieś są w pobliżu, choć wiem, że nie zaatakują bez powodu., boję się o kota bo ona zaraz zaatakuje i nie daj boże ona spuchnie- i kolejne problemy, więc później ileś tam minut poswiećam czas pszczole próbując ją w bezpieczny sposób wyprosić za okno, skąd też wleciała- ale jest to mozolne...
muszki owocówki wykończyły mi ostatni sok jabkowy, bo źle zakręciłam, a one postanowiły sobie w nim urządzić kąpiel- i zmętniał, wkurzyłam się bo chciałam się napić rano, zamiast tego musiałam go wylać...
i zaś do sklepu
wracając do pierwszego wątku, teraz obawiam się otwierać okna i się kiszę..... super...
zatkał się prysznic.. i też się cieszę.. pieprzone rury w tym bloku, a z tym moim spływem w łazience to od dawna był problem- kiedyś mi to jakiś hydraulik tłumaczył, a jak się to zatka to już w ogóle amen.. no i super... próbuje na razie domowymi sposobami wyłączywszy kreta bo tego mi ktoś odradzał w wypadku tym...takie g.. w tych rurach siedziało... zmachałam się tym odtykaniem.. mam dość... nienawidzę tego mieszkania, tych rur, sąsiadów, a muszę tu tkwić.. i póki co nic się nie zmieni...
ktoś się do mnie przedwczoraj odezwał, ale odpisałam dopiero wieczorem, nie miałam weny po prostu, o nic ważnego nie chodziło, pytanie brzmiało jak się czuję. widocznie tej osoby tak naprawdę to nie obchodzi, tylko traktowała to jako pretekst by wyrzgać jakieś swoje żale.. bo tak było ostatnio..., nie uzyskałam odpowiedzi powrotnej- widocznie się obraziła- albo tak jak napisałam nie zależało jej na odpowiedzi.
no nie mam siły na takie znajomości i czuję jakiś rodzaj rozczarowania.
muszę iść na badania przed wizytą i odkładam to do ostatniej chwili, jutro będe musiała iść do laboratorium, czego nienawidzę.. nie boję się pobierania krwi, ale nie lubię czekać na wyniki.. i się stresować.. no cóż.. trzeba to przetrwać