Przepraszam jeśli nic z tego co napisze nie będzie Ci przydatne...
Ja akurat mam dobry czas ... Choć właśnie nastąpiło coś co jest dla mnie bardzo trudne, więc staram się nie wpaść w te złe...
Z perspektywy czasu, kiedy jest źle, wydaje mi się, że nic jest w stanie mi pomóc. Czuję jak Ty, że oszaleje. Wypełnia mnie niepokój, ból który trudno jest określić. Wydaje mi się, że tylko moja śmierć może to załagodzić. Albo zmiażdżyć mnie coś, co właściwie równoznaczne byłoby z tym pierwszym.
BAlbo... drugi człowiek, tylko to jest złe pragnienie drugiej osoby, bo chciałabym aby po prostu ona mnie pochłonęła tak jakby to też było w jakiś sposób równoznaczne z pierwszym, tylko, zdaje sobie sprawdę z absurdu tego...
Właściwie nie wiem co mi pomaga z tego wyjść. Nie mam też jakiejś konkretnej diagnozy, najpierw to były zaburzenia adaptacyjne, później depresja. Psychoterapeuta nie chce się na ten temat wypowiadać, choć próbowałam Jej podsuwać pomysły moich zaburzeń. Pytała mnie, co by to zmieniło, że reakcje ludzi wówczas bywają różne - na usłyszaną diagnozę. A wizyty u psychiatry chyba nigdy nie były na tyle szczere...
Zauważyłam ostatnio, że wytrwałam prasie miesiąc w dobrym nastroju, tj. takim w którym były jakieś gorsze chwile, ale pokonywałam to. Obywało się bez myśli o śmierci. Było to po tym jak już chyba do sięgnęłam dna, jak koleżanka zbierała mnie z łóżka i nie poszłam do pracy, aby się zabić.
Później przyszedł kryzys, po tym miesiącu w miarę dobrym. I znów nie czuję się ,,stabilnie,,. Siedzę tak teraz i po prostu się boje kiedy znów wpadnę w to złe. Zastanawiam się co mam robić. Mam myśl, że jeśli będę robiła coś dla siebie, to będzie to nie fair w stosunku do dzieci ( chyba temat na najbliższą terapię)
Ale właśnie tak było przez ten miesiąc, kiedy przeczuwałam, że idzie coś złego, zmuszałam się aby wstać, aby coś zrobić. Zazwyczaj wtedy wychodziłam na spacer. To była pierwsza rzecz od której zaczynałam.
Może spróbuj stworzyć taki swój rytuał, może też przeczuwasz że zaczyna coś nadchodzić złego i wtedy coś zrób. Trochę na przekór sobie. Aby nie dopuścić aby to się rozkręciło. Może własnie o to w tym chodzi, w tym leczeniu... czasem tak myślę... Że duża zasługa jest w nas samych, leki swoją drogą... ale..trzeba im pomóc...
Napisz co możesz zrobić.
Nie siedź w tym.
Ja idę na spacer.