Nie wiem, na starość nie mam siły w te relacje.
Okazało się, że nie odpisałam wystarczająco entuzjastycznie i miło do jakiejś mamuśki, więc się do mnie zraziła. Nie wiem, nie lubię tak. Nie jestem taka entuzjastycnie pozytywna, nie chcę być i nie chce mi się. Nie zależy mi na tej mamie, ale też mam poczucie, że powinnam to wyprostować. Jak napiszę coś teraz szczerze, to pewnie wyjdzie jeszcze bardziej kretyńsko. Wiec nie wiem, czy olać, zostawić jak jest, czy jednak odpisać?
Po co się taką bzdurą przejmuję? Bo nie chcę, żeby moje dziecko problematyczne miało jeszcze w szkole jakieś dodatkowe obciążenia, bo matka nie umie w relacje.
Dodatkowo, szczerze odpisałam do paru osób i pewnie się okaże, że to też chujnia jakaś.
Takie niby bzdurki, ale ponoć relacje to ważna część życia. Ostatnio je olewałam, bo nie miałam sił na to całe podtrzymywanie. Pisanie co jakiś czas, pytanie co słychać, umawianie się... Inni też jakoś do mnie nie pisali, no ale w końcu inni to mogą mieć w dupie, ja nie...
Yh. Smutno mi po prostu.
Faktycznie jest tak, jak zawsze czułam - że dla mnie funkcjonowanie na wielu etapach jest skrajnie bardziej skomplikowane i znacznie trudniejsze niż dla przeciętnych ludzi. Różne problemy nakładają się, obiektywnie, pojedynczo są może i małe, ale że jest ich tyle, to efekt się potęguje, kumuluje i wychodzi taka chujnia. A dodatkowo jestem generalnie podatna na uszkodzenia psychiczne. Dlatego inni sobie po prostu żyją, pracują, rozmawiają z ludźmi, a ja poruszam się jak w labiryncie, co krok muszę podejmować skomplikowane interwencje, nieoczywiste decyzje i kosztuje mnie to ogrom wysiłku.
I doszłam do punktu mega zmęczenia :(