Telefon ze szkoły, młoda upadła, walnęła tyłem głowy w podłogę, niby ok, ale trzeba obserwować czy nie pojawią się objawy wstrząśnienia mózgu.
To nie pierwszy taki telefon, odkąd młoda wyszła z domu, już od przedszkola, odbieram takie telefony co jakiś czas. I to nie jest tak, że ktoś młodej krzywdę robi, nie, młoda generalnie jest "wywrotna", ma obniżone napięcie mięśniowe i dyspraksje, więc niewiele jej trzeba, żeby upadła. Do tego krwotoki z nosa, z tym już nie dzwonią, wiedzą, że tak ma.
Dziś o tym co jej sie przydarzyło, u pielęgniarki opowiadał jej kolega z klasy, bo młoda wciąż ma problem z mową, choć jest lepiej. I cieszę się, że w sumie póki co otaczają ją tak życzliwi ludzie, a z drugiej strony jestem przerażona tym co się stanie jeśli ich zabraknie. Nie umiem, nie potrafię wypuścić jej spod tego ochronnego parasola, a i ona jakoś niespecjalnie się wyrywa, a przecież w końcu będę musiała.
Jak sobie poradzi w tym świecie, jak ogarnie?