Oto ona:
Nazywam się milijon.. Bo za miliony kocham i cierpię katuszę w mej otchłani
Spowitej mrokiem.. Wybieram cierpienie nie chcę pomocy..
Nie chcę pomocnych dłoni
Umieram walcząc wbrew agonii
Daje nie biorę sto łez się uroni..
W imię wyższej idei w mej beznadziei..
Walka choćby z bogiem niż leżenie odłogiem..
Tworzenie muzyki sam niczym jeździec bez głowy..
Nie szukam już drugiej połowy..
Bóg jaki bóg? Prędzej wróg
Który jest co próg to ja milion..
Bo z milinów wywołany słyszysz ściany?
Ja słyszę.. jak inni gadają a ich nie ma
Gdzie iluzja a gdzie droga do zatracenia?
Wiem bo jestem stracon mąż bez żon
Tego co sądy nie ułaskawią
Bo winny krzyczą oni.. winny bo inny..
Odmieniec jeden jedyny straceniec..
Szaleństwo? Czy błogosławieństwo?
I te sny.. w których spadam
w najniższe świata kontury..
Ewentualnie uciekam przed zgubą..
Kur zapieje.. ja i tak przegram..