A najgorsza jest ta nieuchronność, że choćbym nie wiem. Jak nie chciała, jak bardzo była przez to znerwicowana, to i tak będę musiała to zrobić. I tak od 10 lat, na początku to nawet było trochę ok, tak inaczej, ale teraz jest coraz gorzej. Już na Wielkanoc w tym roku miałam ochotę wrzeszczeć, że nie chcę, że te święta są chujowe, jakoś przetrzymałam, w tak totalnej nerwicy, że zaczęła mnie i głowa i ucho boleć, i na koniec z "radosnego" świętowania i tak byłam wycięta, bo leżałam na obcej kanpie i starałam się nie rzygnąć.
Mam poczucie, że teraz jest jeszcze gorzej, i wszyscy mają to w dupie, a ja jestem ta egoistka, co po tych jebanych 10 latach chcialaby w końcu mieć spokojne święta, tak kurwa, zalegając na własnej kanapie i nie robiąc nic, sorry, że żyje, urwa.