Problem w tym, że większość raczej inaczej widzi przyszłość tego świata ode mnie i może na koniec to ja się mylę, a nie oni.
Przez ostatnie lata bardzo mocno przeżywałam wszystko co sie działo na świecie, doszłam do punktu, w którym zastanawiałam się nad tym, że sprowadziłam moje dzieci na świat chylący się ku upadkowi, że lepiej by było jakbym dawno temu, kiedy byla ku temu sposobność, skończyła z sobą i nikt nie musiałby cierpieć.
Więc tak, mam dość, jestem zmęczona oglądaniem, słuchaniem, dzieleniem się dalej tym co się dzieje na świecie, bo interesuje to tylko garstkę, niczego nie zmienia, oprócz moich coraz bardziej depresyjnych stanów i coraz częstszego wyłączania się emocjonalnego na widok wiadomości i coraz bardziej szokujących zdjęć.
Obecnie najchętniej bym znikła, ale nie mogę, mam zobowiązania i żeby je móc wypełniać, muszę ogarnąć swój stan psychiczny, a żeby to móc zrobić, muszę zamknąć się w mojej skorupce, bo do kompletnego odjechania jest mi już bardzo blisko.