Minęło półtora tygodnia i chyba zaczynam się otrząsać. Gustowne, nie napuszone, ok. 60 osób na weselu brata, było nawet fajnie. Ale. Tak. Pijany teść mojego brata ciągle mnie nachodził, żebym z nim zatańczyła, ja powiedziałam nie, moja mama, jego synowie, których poprosiłam o pomoc, powiedziałam spierdalaj, a on dalej. Więc się chowałam tylko po to, żeby nie dawać do pomyślenia, że mam ochotę pobujać się. Mimo że miałam, jak miło poleciał Rammstein np. Tylko za to mi szkoda, i dalej mam wstręt na przypomnienie tego napastowania.