Piąte z sześciu grzybobrań/przygotowań. Myślałam, że przyjdzie mi napisać to samo co wczoraj, że ni pół grzyba, bo rzeczywiście pierwsze 3 godzinki to mnóstwo podrzygbków, a wszystkie robaczywe. Tymczasem odwiedziłam ruiny młyna i tam obok całe drzewko w pięknych uszakach, zebrałam mając już w głowie plan na wieczorną potrawkę makaronową z marchewką i uszaczkami. Potem idąc już właściwe ostatnia prosta do stacji i jak nie patrzę, a tam przewspaniałe młode mleczaje i takie stosy maślaka, że zebrać się ni da. Odpuściłam jeden pociąg, ale już na kolejny musiałam zdążyć. Przewzruszonam, tak miało być. Pewnie jeszcze tam są gdzieś te słynne zieleniatki, ale w ogóle nie umiem ich wypatrywać.