Nie umiem odzyskać sprawczości.
Chyba nigdy nie będę mieć kontroli nad swoim życiem. Chyba nigdy nie będę robić tego, czego naprawdę chcę. Pewnie to następstwo różnych nieprawidłowości w dzieciństwie. Ale koniec końców ja - dorosła jestem kukiełką.
To tkwi w mojej głowie. Jako nastolatka twierdziłam, że jestem za młoda na to czy tamto. Teraz jestem po prostu rozczarowana samą sobą. Jedyne, co mi pozostaje to wzdychanie (wkurzam nim wszystkich wokół). Gdybym nie wzdychała, musiałabym powiedzieć na głos to wszystko, co we mnie siedzi, a po tym nie byłoby już odwrotu. Więc egzystuję sobie wzdychając, a każdy taki wzdychnięcie jest jakby próbą akceptacji rzeczywistości a zarazem aktem powstrzymania krzyku.