Mam sieczkę w głowie, a tymczasem tu się wszystko wali. Idealne zgranie. Jeszcze bym już nawet powyplakiwala się u terapeuty, ale odwołał sesje. Tzn recepcja odwołała. Akurat w momencie, kiedy serio potrzebowałam kogokolwiek do rozmowy, kiedy eksplodował mi mozg, rzeczywistość grubo dojechała i zastanawiałam się, jak mam nie oszalec. Myślałam z nadzieją, że może chociaż ktoś że mną pogada..
Ludzka rzecz, może chory, czy może leży w hamaku - whatever. Rozumiem, wle dodatkowo mnie to dobilo.
Za tydzień to nie wiem, czy nie oszaleje. Zaczęłam wiązać nadzieję z tą terapia, ale coś ostatnio wychodzi, że znów się przeliczyłam. Oczywiście, nie o odwołanie sesji chodzi, ale tak ogólnie...