Lisamona.
Mozę ja się czepiam? Nie wiem.
Zmienili mi lokalizację terapii. Poprzednia była daleko, więc 30 min musiałam zasuwać w jedną stronę, ale za to było tam zacisznie. Zadnych ludzi, cichy, ponury gabinet, pusty korytarz.. Teraz natomiast mam rzut beretem, ale to jakby centralny punkt we wsi. Cały dzień się tam ktoś kręci, bo to osiedle, szkoła, przedszkole, przystanek... W środku też masa ludzi. To w ogole taki nieprzytulny barak i wszystko jest na kupie.
A na dodatek ostatnio, kiedy miałam sesję, to ktoś w kuchni obok zaczął coś smażyć ;D Nie dość, że śmierdzi, to skwierczy, a drzwi od kuchni nie ma. Potem zaczęło się odkurzanie... Nawet psych zaczął się wkurzac i mnie przepraszać ;D
Na koniec ktoś wparował bez pukania.
Dobra, ja kumam takie rzeczy w korpo czy innej robocie. Ale to oni tam jakby nie mają poczucia, że terapie tam się odbywają, czy cso? ;D Ja w mojej robocie nie smażę kotletów, bo uznałam, że mogę to jednak w domu robić. Wchodzę do pokojów, to pukam. Jak odkurzam, to też uprzedzam i pytam. A to jest tylko biuro, a nie CZP.