Dla dziecka lepiej, jeśli ja kopnę w kalendarz, nie jego ojciec.
To mnie czasem uspokaja, kiedy myślę, że z rachunku prawdopodobieństwa wychodzi, że mogę wykorkować.
Mam ogrom predyspozycji, objawy nieciekawe. Badania są zbyt drogie, żeby prywatnie, a nfz wiadomo. Czuję się dość bezradna, nic mi nie pomaga i nie wiem do kogo uderzyć. Boję się mimo wszystko, zdychanie w męczarni to nie było moje marzenie. Miałam wcześniej schizy, że jak to wszystko będzie działać, kiedy ja glebnę, ale w sumie... nic takiego wspaniałego nie robię. Klatkę sprzątam zwierzętom. Tyle. Ktoś je pewnie przygarnie w razie czego. Yh.