tak, te klimaty.
mnie matka przez wiele lat próbowała* zmusić do "wyciągniecia ręki na zgodę" do ojca, z którym nie utrzymuję kontaktu od jakichś 20 lat. ojciec był domorosłym tyranem, więc wydawać by się mogło, że jeśli już, to nie ja a on powinien tę rękę na zgodę wyciągać (do czego bynajmniej nie jest skłonny, bo sam uważa się za pokrzywdzonego xd).
* piszę w czasie przeszłym, bo ostatnio trochę odpuściła w tej kwestii. ale to tylko jeden przykład - ona ma podobnie z innymi tematami.
no więc przez długie lata, moja matka zarzucała mnie pomysłami pojednania: że może powinienem złożyć mu życzenia z jakiejś okazji, poprosić o pomoc w jakiejś sprawie itp itd. odwołując się do chrześcijańskich zasad oraz moich defektów osobowościowych wałkowała temat, aż dosłownie zaczynałem na nią wrzeczeć. oczywiście czułem później ostre wyrzuty sumienia, rozchodzące się po czasie w takie podskórne poczucie winy.
z ojcem dalej nie rozmawiam i czuję się z tym całkowiecie komfortowo. w końcu nigdy nie mieliśmy pozytywnej relacji emocjonalnej. a cała misja pojednawcza w wykonaniu matki skróciła mi życie o kilka lat, jeśli wierzyć w te wszystkie doniesienia jak to negatywne emocje i stres wpływają na zdrowie ;)
sorry, że tyle o sobie. chciałbym Ci coś poradzić konstruktywnego, ale niestety czuje się daleki od ogarniecia tematu. jeśli druga strona nie wykazuje śladu samokrytycyzmu, to raczej trudno zrobić cokolwiek poza odcięcięm się emocjonalnym, tak żeby nie reagować na zagrywki i wymiksować się ze schematu. proste, wiem ;)