Lisamona.
Jestem złym człowiekiem. Ale nie chcę się opiekować moją starzejącą się matką.
Od dziecka słyszałam, że to JA mam to robić. Zostałam do tego wyznaczona. Moja siostra, mając ledwie 22 lata się wyprowadziła, a ja miałam odkąd pamiętam, zostać tutaj i się opiekować matką. Tylko dlatego, że jestem młodsza.
Ciągle o tym słuchałam, tak samo, jak o pracy. Że na pewno nie znajdę. Że mi załatwią tam, gdzie cała rodzina pracuje. Że w ogóle nie dam sobie rady pewnie. Że dupa wołowa jestem. I taka ciulowata, jak moja siostra zwykła uroczo to nazywać.
Kurwa. Ależ miałam panikę. Odmówiłam przejęcia tego domu, licząc, że może dzięki temu będę wolna. Ale mnie dręczyli, w końcu się zgodziłam na mnie zapisać. Byłam wtedy młoda, myślałam, że coś wykombinuję... Potem słuchałam ciągłego, że "pewnie mnie wyrzucisz", że "mogłam zrobić zapis, że nie możesz mnie wyrzucić." No tak, taki potwór ze mnie, że jak tylko dom na mnie został zapisany, to miałam w planie matkę wyrypać z chaty. Za kogo ona mnie ma? Nie chcę z nią kontaktu, nie chcę się nią opiekować, ale przecież nie wypieprzyłabym jej z domu. Ygh. Byłam lekko powiedzmy zniesmaczona takimi tekstami.
Pewnie to wredne, ale nie umiem znaleźć żadnych ciepłych uczuć do matki. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć te miłe chwile z nią. Pamiętam za to ogrom lejącej się po mnie krytyki. Nie mogę znieść, kiedy ona się do mnie zbliża. Reaguję jak oparzona, kiedy mnie dotknie. Unikam jej jak tylko mogę. Nie opowiadam jej o niczym, żeby nie klepała z moją siostrą o mnie. Obraża się o to, bo wszystko chce wiedzieć.
Nie chcę spędzać lat zajmując się nią i jednocześnie słuchając, jaka to jestem okropna. Całe życie się już nasłuchałam, a jeszcze teraz mam wokół niej skakać, bo taki mój obowiązek i dalej z pokorą słuchać utyskiwania. Cokolwiek zrobię i tak będzie źle.
Mają te 13 lat opiekowałam się babcią, wiem co to znaczy.
A oczywiście, matka jest non stop na mnie poobrażana. Bo powinnam tu siedzieć, zajmować się nią, dogadzać jej i nie mieć innego życia.
Dlaczego tutaj zatem jestem? No kurwa, nie mam dokąd pójść. Jest to naprawdę trudne. Kilka razy już prawie mi się udało wynieść. Prawie. Nie mogłam sobie poradzić z tym urobieniem. Że muszę tu zostać. Że nie dam sobie rady nigdzie sama. Itp. Wstyd mi za to. Przegryzłam się z tym i już od sporego kawałka czasu nie mam oporów się wynieść. Ale nie wiedzie się nam, mówiąc subtelnie...
Tak, drę się, jestem niemiła, albo milczę i wychodzę. Niestety, nie daję rady, kiedy słyszę te stałe, wkurwiające teksty. Za dużo rzeczy mnie przytłacza, więc jeszcze te wszystkie szpile sprawiają, że dosłownie wybucham. Może i to stara osoba. Ale stara jest teraz, a wcześniej wcale nie była milsza.
Umrzeć.