Zawsze może być gorzej. Inni przecież mają gorzej. Nieszczęść na tym świecie tyle, że strach się rozglądać, bo każdy, kto ma oczy naprawdę otwarte, nie zdoła przełknąć realizmu tego świata.
Szczęście to przecież cienka lina, po której stąpamy, mając pewność, że upadek jest tylko kwestią czasu. Dlatego należy cieszyć się tym, co mamy tu i teraz, bo katastrofy stoją w kolejce, by się wydarzać.
A jeśli już coś nas w tym życiu gniecie, zamiast narzekać, jęczeć czy płakać, trzeba po prostu działać. Tak proste i oczywiste, że boli nawet, gdy się czyta. Weź los w swoje ręce. Nie bądź ofiarą. Zmień nastawienie. Działaj. Idź na terapię. Weź leki. Doceniaj. Żyj. A jeśli nie umiesz żyć - nie marudź, nie przeszkadzaj, zamknij się po prostu. To Twój wybór.
Nie mam prawa czuć się nieszczęśliwa. Czy czegoś mi brakuje...? Przecież da się jakoś żyć. "Jakoś przecież żyję". Noce i dnie, zachody i wschody. Pory roku jedna po drugiej. Coraz trudniej pamiętać daty. Świat jest jak pochmurny, bezwietrzny dzień tuż przed burzą.
Oficjalnie jestem szczęśliwa. Swój żal i rozczarowanie trzymam gdzieś głęboko w miejscu, gdzie nikt nigdy nie zajrzy. Oficjalnie wszystko jest w porządku. Złość i rozpacz umiem pokryć barwnym żartem. Ludzie zabawni są lubiani.
Boli? Sama sobie jestem winna, że boli. Po co komu o tym mówić?
Nauczyłam się już zresztą żalić tylko samej sobie. Być ze swoją samotnością. Zagryzać zęby i trwać, bo... dokąd miałabym odejść...? Nie ma innego życia. Sprawy zbyt się skomplikowały.
I byłoby mi już całkiem łatwo, wiedząc, że taki mój los, ale raz, zupełnie niechcący ktoś pokazał mi, jak to jest nie być samotnym. Trwało to ledwie sekundę, ale teraz ta sekunda mnie gnębi. Wierci dziurę w mojej głowie, nie daje spać, bo wiem, że ominęła mnie w życiu jedyna rzecz, która może być warta życia.