Najwyraźniej źle usłyszałam/zapamiętam nazwisko tej nowej terapeutki. W związku z tym, nie mogę pogooglać i jej sprawdzić, co mnie nieco irytuje. Z głosu wydała mi się dość młoda. Nie to, żebym była uprzedzona do młodych, ale jak na razie żadna z młodszych ode mnie terapeutek nie wydała mi się wystarczająco przekonująca.
Swoją drogą w tym CZP terapeuci zmieniają się co kilka miesięcy.
Ta, zaczęłam przeżywać jednak. Tyle razy przerabiałam takie kwestie, że powinnam mieć to głęboko w dupie. Ciągle jednak daję się nabrać, ciągle mam nadzieję, że "może tym razem" i potem kolejne rozczarowanie. Niewiele się nauczyłam w tym życiu.
Czytam czasem grupy, żeby wiedzieć, jak żyją normalni ludzie. Nie przekonuje mnie jakoś to aktualne podejście do "depresji".
Raz żalposta napisała kobieta po rozwodzie. Zmęczona i sfrustrowana tym, że została samotną matką i nie ma ani trochę czasu dla siebie. Miała wrażenie, że jej życie już się skończyło, bo już tylko dziecko i praca. Część komentarzy do posta była w tonie "powinnaś się cieszyć, że nie jest tak źle", a wielki procent: "masz depresję, psychiatra koniecznie, po lekach się podniesiesz".
No nie wiem... Jak się jest samotnym rodzicem to no kurcze, jest trudno. Czy leki są tu rozwiązaniem?