Większość życia funkcjonuję w trybie walcz lub uciekaj i nawet już nie zauważam. Ba, potrafię uchodzić za bardzo wyluzowaną akurat wtedy, gdy mój układ nerwowy właśnie wrzuca szósty bieg. Co się dziwić, że jestem wiecznie zmęczona. Automatyzm. Ekspresja polnego kamienia przy drodze. Świerszcze w uszach i wirujące nieustannie cząsteczki powietrza przed oczami. Przywykłam. Ignoruję. Do czasu aż mnie kopnie w losowym momencie z jakiejś absurdalnie błahej przyczyny. Wtedy jestem zaskoczona. I trochę mi smutno. Czasem.