Myślałam, ze jakoś w miarę mamy poukładane, choć nie odrobiliśmy się nadal z kasą. I jeb. Najlepsze, że to wynika tylko i wyłącznie z przyczyn ludzkich. Chce kobieta rządzić i koniec, kropka, wojna. Wojna przykryta NVC i innymi fiku miku hasełkami. Więc zabawne jest to, że niby kołczing i porozumienie bez przemocy, a leci takim hardkorem, że nie mam pojęcia jak to ugryźć.
Co będzie, jak zostaniemy bez pracy? No kurła, masakra. A myślałam, że w końcu możemy jakoś żyć w miarę. Do tego wszystkiego, w podobnej sytuacji jest 5 innych osób i dla każdej utrata pracy będzie dotkliwa. A chodzi tylko kurfasz o władzę i żeby "było po mojemu, bo tak!"
Do tego wszystkiego akurat mam sieczkę w mózgu od wielu osobistych spraw. Mojej matce na starość coraz gorzej i codziennie mam nadciśnienie. Dziecko jak zawsze - kryzys pogania kryzys. Naprawdę przerasta mnie stres. Chciałabym tylko spokoju :(