Źle się czuję. I nie mogę nad tym zapanować.
W zasadzie całe życie chujowe i finisz zapowiada się jeszcze lepiej.
Cokolwiek zrobiłam, żeby było lepiej - finalnie wychodziła większa chujnia. W zasadzie pomyliłam się w każdej kluczowej kwestii. A to, co najważniejsze w życiu zostało daleko poza moim zasięgiem.
A jak już obdarzyłam kogoś zaufaniem, to wiadomo, że źle wybrałam. Nawet jak psych mnie do siebie przekonał, to na koniec wyszła kaszana.
I z tego powodu też jest mi przykro :(
Skoro tak się zjebało wszystko, trudno myśleć o sobie ciepło ;]
Nie znoszę być mną. Nie znoszę tej gównianej samotności.
Ok, koniec czasu na płacz. Teraz nawet użalać się nad sobą nie mogę w spokoju.