Boli mię brzuch. Ze stresu.
Nie dzieje się nic kosmicznego. Drobiazgi codzienne.
Ale i tak umrę.
Medytacja? Od paru dni dosłownie nie ma warunków. Jeśli nie wstanę przed wszystkimi (a to ostatnio mi się nie udało), jeśli nie zamknę się w kiblu koło północy, to dosłownie nie ma jak i i gdzie.