Przepraszam was za spłycenie tematu (sprowadzenie go do czystej fizyczności).
(Ja nie umiem spojrzeć za siebie, nie umiem stanąć i zadumać się nad upływem czasu. Musiałabym przyznać się przed samą sobą. A potem z tym żyć. Z poczuciem, że już nic nie da się zrobić.
Chyba bym się nie pozbierała...).