Lisamona.
No i cóż... Kłopoty ze snem ciągną się od 8 tygodni. No wiem, inni mają gorzej. Ale przynajmniej tyle było u mnie spoko, że jakoś sypiałam w życiu w miarę znośnie. Może i za mało, może i zaciskałam szczękę i łamałam zęby, ale jednak spałam i bez problemu potrafiłam przespać ciagiem 8-9h. Owszem, rzadko to robiłam, ale jednak nie stanowiło to problemu.
A teraz mój max to 5h w jednym pakieciku. Miewam oczywiscie lepsze noce, wówczas po wybudzeniu udaje mi się zasnąć w jakimś rozsądnym czasie. Ale też miewam bardzo kiepskie noce, najczęściej wtedy, gdy coś mnie danego dnia striggeruje i odbije mi się jakimś małym ataczkiem paniczki.
Suplemenciki pomogły, ale nie do końca. Dziś w miarę działam, choć spałam te 5h, ale wczoraj byłam amebą i ok 16 widziałam już na jedno oko. Nie mam wielkich problemów z zasypianiem, za to budzę się w stanie alarmu.
Wkurza mnie to, naprawdę mnie to wkurza, nie wiem, może dziś za radą Harmfula ochleję się octu?