Obserwuje wiele profili o niepełnosprawności, ze względu na młodą. Jakiś czas temu zaczęłam obserwować na insta dziewczynę, ktora pisze o PJM (polski język migowy), ale coraz częściej zauważam, ze to jakaś wewnętrzna wojna wśród niedoslyszacych i gluchych. Są ci co noszą aparaty/implanty i niejako walczą o normalność w świecie słyszących, czyli uczą się mówić i słyszeć w protezach, a z drugiej strony są osoby, ktore wokół niedosluchu/gluchoty i PJM stworzyły całą społeczność. Nie słyszą i nie chcą implantu/aparatu, posługują się tylko językiem migowym. Ta społeczność bardzo walczyła o możliwość funkcjonowania w świecie na swoich warunkach.
Ale kurde... no nie rozumiem, nigdy nie zrozumiem. W naszym świecie każda niepełnosprawność ogranicza. Jeśli jest możliwość na pomoc, to dlaczego tego nie wykorzystać? Ja rozumiem, że 100, 50 czy nawet 25 lat temu aparaty słuchowe/implanty miały inne możliwości, czasami niewystarczające, ale dzis to się bardzo dynamicznie zmienia, łącznie z tym, ze na niektóre typy gluchoty powstają terapie genowe. A społeczność osob niesłyszących odbiera to często za próby odarcia ich z ich tożsamości, bo gluchota stała się częścią ich tożsamości.
Tak się wypisałam, bo przeczytałam, jak ta dziewczyna matce, ktora pyta co zrobić jeśli dziecko nie chce nosić aparatu radzi, żeby po prostu olać aparat bo z PJM bedzie miał takie słodkie życie, w koncu zaakceptowany. Problem w tym, ze jakieś 70% osob z niedosluchem/gluchotą w Polsce nie pracuje. Problemy komunikacyjne sa większą przeszkodą w znalezieniu pracy niż brak kończyny. No ale świat bedzie piękny, jak tylko sie odpowiednio napniemy, to w Polsce PJM stanie sie na pewno językiem powszechnie używanym w naszym 38 milionowym narodzie.