Lisamona.
Przekonałam się wczoraj i dziś, że możliwości zmiany tego, co mnie otacza jest w zasadzie niemożliwe. Jest mi smutno. Nie to, ze to nie moja wina, ale... No dość przejebane.
Mam świadomość, jak to działa i jak jest niszczace. Pozostaje patrzeć, jak ginę?
Cóż. Jeśli dożyję jakiejkolwiek lepszej chwili, bede miala mozliwosci, bez zastanowienia i bez cienia żalu zostawię to wszystko, a niech szlag to trafi. Zdaję sobie jednak sprawę, że taki dzień może nie nadejść i po prostu wykorkuję w milczeniu i samotności. Na razie nie wiem, jak to wszystko wytrzymać i dziecku nie szkodzić.