Żałoba po życiu, którego nie miałam. Zwykły pech, jakiego doświadcza tylu ludzi. Nie mam najgorzej. Absolutnie nie. Jednak bardzo źle sobie z tym poradziłam. Może zbyt jestem zniszczona, choć pozornie wyglądam niby zwyczajnie? Może po prostu, znowu zwykły pech?
Nie powinnam myśleć tak egoistycznie. Nie powinnam mieć tego pragnienia, żeby coś "więcej" robić, niż tylko prać gacie i sprzątać. Przecież niczego nie potrafię i tak. Więc o co mi chodzi?
Liczba konfliktów w mojej głowie przekroczyła poziom ostrzegawczy. Spełzam na dno i nie ma dla mnie miejsca nawet w tym chujowym domu, który niby jest mój...
Mam poczucie, że wszystko w tym życiu zrobiłam źle. Czasem nawet myślę, że mogę to wszystko jakoś teraz zabezpieczyć i spierdzielać z tego żywota. Większe tragedie na świecie się zdarzają.