Po prostu większość czasu spędzałam z pieskiem i nie czułam się samotnie. Teraz jestem sama od rana. Brakuje mi psa. Nie mogę się wtulić i o to chodzi.
Sama jestem podczas gdy narzeczony jest poza domem, ale mam to szczęście że go mam. Może nie będzie ze mną zawsze, w każdej chwili bo tak się nie da, ale jest przy mnie.
Ah te moje myśli, nie pomagają, bo obwiniają, krytykują. Wiem, że nie do końca dobrze postąpiłam, ale wyjścia nie miałam. Nie mam ani takiej kasy, żeby go pochować ani też miejsca gdzie mogłabym to zrobić. Wiem, miałam sporo czasu na zorganizowanie kasy. Ech... Najważniejsze, że teraz spokojnie oddycha, nie męczy się, śpi sobie....
No i w łazience jak wstałam zobaczyłam ćmę. Ja wierzę i nie ukrywam, że podniosło mnie to trochę na duchu. W sobotę motylka, który latał za oknem. Chce wierzyć, że to moi bliscy, którzy chcieli przekazać żebym się nie martwiła, że będzie zaopiekowany u góry.