I każdego dnia myślę, że uczyniłam okropną rzecz - dałam życie istocie, która ma od początku przerypane i z wysokim prawdopodobieństwem będzie nieszczęśliwa. Cięzko mi żyć z tą świadomością, bo niegdyś uważałam to za jedno z gorszych życiowych posunięć.
A co jest w tym zabawne? Nigdy nie podjęłabym takiej decyzji, gdybym nie to, że dałam się wkręcić w to "pozytywne myślenie" i to, że "przecież ja też mogę żyć tak, jak inni."
Nie mogę.
Pocieszam się tylko, że może zdążę sprzedać mu trochę mojej wiedzy, przekazać trochę umiejętności, by radzić sobie z tym łajnem.