To prawda, niby niczego nie zmienia żadna diagnoza w takich wypadkach.
Choć moja psycha widzę, że łyka parę kwestii:
- Bo w końcu jednak nie przesadzam, a ponieważ całe życie słyszę, że przesadzam i wymyślam sobie problemy, to informacja, że "nie wydawało mi się, że coś jest nie tak" daje mi poczucie ulgi. Z dzieckiem też przeszłam tę męczarnię, bo ja widziałam, że coś jest nie tak, a wokoło obrywało mi się, że szukam problemu na siłę, wymyśliłam sobie itp.
- Bo to jednak nie moja wina, nie to, że jestem leniwa, za mało pracuję itp., tylko jest coś niezależnego ode mnie, co trudniej ogarnąć.
- Bo jednak nie jest tak, że nic kompletnie mi nie wychodzi, tylko wychodzi, ale działam w ogóle w innym trybie, innych warunkach itp.
- Bo skoro jednak jakiś problem istnieje, nie wymyśliłam sobie, nie przesadzam itp. to też można przyznać mi prawo do uzyskania jakiejś tam pomocy.
- Skoro tak działa mój mózg, to nie ma sensu próbować wciskać mu zmian w niektórych obszarach i walczyć z rzeczami, które wymagają zmian na poziomie biologicznym, (a tego na razie nie umiemy robić)
Sorki za rozpiskę. W zasadzie wiem, że niby to wszystko powyżej nie powinno wymagać otrzymania diagnozy, ale moja psycha potrzebuje mieć diagnozę, żeby to wszystko przyjąć ;D
A tak szczerze to jestem wkurwiona tym wszystkim ;)