Koty to cudowne zwierzaki.
Mój uratował mi życie, na prawdę wierzę, że częściowo tak było. Do tego ma wspaniały charakter, bo tak, koty (zapewne też inne zwierzęta) mają swoje indywidualne cechy i bynajmniej nie chodzi mi tu o kolor futerka.
Kot mojej mamy zawsze byl bardzo nerwowy, żeby nie powiedzieć, agresywny. Dziś ma już 19 lat, ale wciąż glaski i mizianki są tylko na jego warunkach, inaczej zasadzie kła, albo pazura.
Mój Rycho, to oaza spokoju i cierpliwości. Nic mu nie przeszkadza, nic go nie denerwuje. Jak pańci coś odwali i postanawia z nagła przytulić się do kociego brzusia, to nie podnosząc nawet głowy, a często nawet oka nie otwierając, włącza traktorek i tyle. Do tego ma swoje stałe nawyki, swoje małe rytuały. Podusia w nogach łóżka do spania, najpóźniej o 23.00, inaczej zaczyna się o nią upominać. Poranne okładziny z kota, głównie okolic głowy (wiadomo choróbska wyciąga :D ), no i klasyk, pomialkiwanie nad pustą michą, ale kulturalnie, elegancko, niezbyt głośno.
Kocham tego mojego siersciucha, ma on już swoje lata, już mu blizej końca niż początku i czasami zastanawiam się jak ja ogarnę rzeczywistość bez tego burego futerka kręcącego się pod nogami, albo cichutko pochrapujacego na fotelu :(